czwartek, 27 maja 2010

sen z przed kilku dni,teraz wiem ...

Zapisałam ten sen zaraz po obudzeniu.Byłam pewna,że coś znaczy tylko nie wiedziałam jeszcze co.Jestem w synagodze,która przypomina mi dom mojej babci.A może to tylko zapach,klimat,światło podobne.Dużo ludzi,zaczyna się modlitwa,słychać rabina,ale niektórzy głośno rozmawiają,przeszkadzają.Rabin ucisza rozmowy.(tak jest często naprawdę)Są ze mną mama i babcia.Są w jednym wieku,obie starsze panie.Czuję się za nie odpowiedzialna w tym tłumie obcych,i w tej niecodziennej dla nich sytuacji.Przez otwarte drzwi wpada promień słońca,snop złotego kurzu unosi się leniwie i kłębi w równej ukośnej smudze.Ładny widok...patrzę przez drzwi,całkiem blisko,bo jakby obok schody kościoła.Moja uwaga skupia się na tym,żeby usłyszeć również słowa ludzi w kościele.Widzę plecy tych,którzy nie weszli do środka tylko stoją w drzwiach jakby chcieli się ogrzać w promieniach słońca.Moja mama i babcia siedzą sobie,ja stoję obok.To co dzieje się w synagodze cichnie i słychać głośne słowa modlitwy z kościoła.Nie mogę rozpoznać jakie to słowa.Wszyscy obok mnie,również mama i babcia starają się zagłuszyć te dżwięki,jakimiś innymi słowami stanowczo i sycząco.Zastanawiam się czy tak powinno być naprawdę,postanawiam to sprawdzić jak wrócę do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz